piątek, 13 maja 2011

Piotr Listkiewicz: Diabelski młyn reinkarnacji (pisze się...)

[...] Ludzie są głodni i spragnieni tego świata, a ich pragnienia dotyczą doczesności, dlatego to właśnie pragnienia są przyczyną nieustannych powrotów do tego świata. Spełnianie pragnień należy do obowiązków Natury. Życie człowieka kształtują jego własne pragnienia i tęsknoty, zaś to, czego pragnie, Natura zobowiązana jest spełniać. Narodziny, miejsce narodzin, rodzina i warunki - wszystko jest regulowane tym prawem od wieków. Człowiek zabierany jest tam, dokąd go ciągnie. To miłość i pociąg do przedmiotów i postaci tego świata ściąga go tutaj nieustannie. Im mocniejsze w nim są pociąg i tęsknota, tym prędzej dostaje przedmiot swojego pragnienia. [...]

[...] Współczesna cywilizacja jest podzielona na tych, którzy wierzą w przeznaczenie i tych, którzy w nie nie wierzą, zaś pomiędzy nimi jest jeszcze większa grupa takich, którzy "dowierzają" lub "nie dowierzają" w zależności od okoliczności i nigdy nie są pewni. Jednakże jednym z wielu dowodów na faktyczne istnienie przeznaczenia jest obecność tego pojęcia we wszystkich znanych dotąd cywilizacjach i kulturach, w słownikach wszystkich języków świata - również w polskim języku i wielowiekowej tradycji ludowej, której początki giną w mrokach "pogańskiej" przeszłości. Samo to już powinno dowodzić, że jeśli to słowo zawsze było używane, nigdy nie wyszło z użycia, nigdzie nie stało się archaizmem językowym i jest powszechne nawet we współczesnym, potocznym słownictwie, to nie może być ono zaledwie metaforą. Na tyle przemian i modernizacji językowych, podczas których wiele słów zanika i zostaje zapomniane, a na ich miejsce pojawiają się setki i tysiące innych wraz z rozwojem nauki i techniki, mieszaniem się narodowości i kultur oraz coraz łatwiej dostępną globalną komunikacją, słowo to nadal żyje pełnią życia, tzn. jest powszechnie używane w mowie potocznej i literaturze. Tak samo jak w każdej bajce jest coś z prawdy, takie przez tysiąclecia uparte mówienie o przeznaczeniu musi być oparte na faktach. Tym bardziej więc dziwi tak powszechna obecnie niewiara w przeznaczenie. Tymczasem, żeby zadowolić tych wierzących i tych niewierzących nasza cywilizacja wpadła na genialny pomysł, że przeznaczeniem można kierować. Ale o tym za chwilę. [...]

[...] Wszystko w Naturze dąży do równowagi, ale jej nie osiąga. Jedynie dusza obleczona w ludzkie ciało ma prawo i możliwość osiągnięcia nieosiągalnego. Inne żywe istoty na Ziemi i gdzie indziej, gwiazdy, planety i galaktyki również cały czas dążą do tej równowagi. Dzięki temu dążeniu istnieją. Dzięki temu pędowi istnieje całe Stworzenie. Gdyby jednak pewnego dnia Stworzenie osiągnęło stan całkowitego equilibrium, wszystko zatrzymałoby się w miejscu i w tym samym momencie przestało istnieć. Uległoby całkowitej anihilacji - inaczej mówiąc: zatopiłoby się z powrotem w Bogu i stało się Nim tracąc swoją tożsamość jako Stworzenie, universum, kosmos, zyskując za to nie byle co, bo tożsamość Boga. A zatem, ewolucja jest procesem nieustannego dążenia i stawania się - jest dążeniem do zjednoczenia i stawania się ponownie Bogiem.

Jaka jest zatem różnica pomiędzy dążeniem Natury a dążeniem człowieka? Jak to jest, że człowiek, który dorośnie do tego miana, może dokonać czegoś, czego nie może zrobić Natura? Odpowiedź jest prosta. Natura - pod tym pojęciem rozumiemy wszystko, czego możemy doznać przy pomocy zmysłów i ogarnąć rozumem - dąży do tej unii nieświadomie, automatycznie, instynktownie. Ma wszczepiony ten element Wielkiej Nostalgii, który ciągnie każdy atom, każdą drobinę, każdą żywą i nieżywą rzecz, nadając im pędu, każąc im gnać na oślep z nieskończoności w nieskończoność po orbitach, kołach, spiralach, donikąd, jak pies za własnym ogonem, jak wąż pożerający swój własny ogon. Tylko człowiek robi to świadomie, gdy dorośnie do miana Człowieka - dlatego tylko człowiek w końcu to osiąga. [...]

[...] Mistycyzm radzi, żeby pozwolić przeznaczeniu toczyć się swoim torem i samemu przystosowywać się do sytuacji w miarę jak się one pojawiają zgodnie z dawno temu ustalonym planem i harmonogramem. Ma to olbrzymie znaczenie dla naszego własnego dobra i to na wszystkich poziomach naszej egzystencji. Na duchowo-umysłowym nie dokładamy niczego lub zbyt wiele do magazynu karmicznego, co stwarza szansę zastopowania procesu popełniania karmy wiążącej nas na przyszłość; na poziomie emocjonalno-uczuciowym jesteśmy bardziej spokojni i zrównoważeni, opanowani i pod kontrolą, a co za tym idzie o wiele bardziej sprawni i wydajni umysłowo, zaś nasze decyzje stają się coraz lepiej wyważone i trafne; wreszcie, na poziomie fizycznym przestajemy popełniać głupstwa najprzeróżniejszego rodzaju, bo po prostu brakuje do nich inspiracji od strony tak sfery emocjonalno-uczuciowej, jak i umysłu, który potrafi już panować nad pokusami zmysłów. Wszystko zaczyna zatem iść inaczej. Przeznaczenie idzie nadal swoim własnym torem, ale my zajmujemy w stosunku do niego pozycję obserwatora, który ma prawo korzystać z tego, co się wokół niego dzieje - w końcu jest to jego życie - ale robi to rozsądnie i mądrze.

W literaturze mistycznej powtarza się dwa bardzo trafne przykłady postępowania z przeznaczeniem. Jeden mówi o zmianach pór roku, na które nie mamy wpływu i nie ma sensu z nimi walczyć, bo walka jest dla nas z góry przegrana. Drugi o gorzkim fakcie, że nie jesteśmy w stanie powyrywać wszystkich kolców (czyli zlikwidować problemów) z tego świata, lecz przecież możemy założyć mocne buty, aby po nich chodzić. Jeśli pozwolimy się toczyć naszemu przeznaczeniu, postaramy się, aby odpowiednio przygotować się do nadchodzącej mroźnej zimy lub upalnego lata; postaramy się wewnętrznie uodpornić na kataklizmy społeczne i polityczne tego świata, na jego fałsz, hipokryzję i iluzję. [...]

[...] Szekspir powiedział, że "życie jest sceną, a my wszyscy aktorami". Im lepiej będziemy to zdanie pamiętać we wszystkich sytuacjach życiowych, tym lepiej dla nas. Bowiem zdawanie sobie sprawy, że życie jakie by nie było ciężkie i niewdzięczne, jest tylko grą, która nie ma w sobie żadnej realności, pozwala na przeżywanie go pogodnie i bez niepotrzebnej walki. Chociaż los niejednokrotnie wali w nas jak w worek treningowy, jeśli będziemy pamiętać, że jesteśmy tylko workiem lub bokserem trenującym do olimpiady, te jego ciosy niewiele nas będą obchodzić. Będziemy się na nie uodparniać nie tylko fizycznie utwardzając swe mięśnie, ale przede wszystkim psychicznie i mentalnie. "Przecież to tylko gra" - mówi kopnięty boleśnie piłkarz, narciarz, który złamał nogę, brydżysta, który przegrał robra, rajdowiec, który złapał gumę na kilometr przed metą. Nie ma się czym przejmować, nie ma się co obrażać za przegraną, bo jutro możemy i na pewno zostaniemy championami. [...]

[...] Konieczność wcielania się w niższe formy życia nie jest karą, lecz odpowiedzią Natury na część karmy popełnionej pod wpływem niskich pragnień. Jeśli ktoś ma inklinacje do pewnych uczuć, emocji, odruchów właściwych tym niższym formom i jego styl życia je odzwierciedla, to Natura na pewno dostarczy mu takiego ciała w przyszłości, w którym będzie mógł się najlepiej wyrazić, zaspokoić, wyżyć i nasycić. Jest to zatem nic innego jak spełnianie, często bardzo głęboko ukrytych pragnień, do czego Natura jest zobowiązana.

Z mistycznego punktu widzenia tego typu cofnięcie się duszy jest niebezpieczne, bo niższa forma nie daje zbyt wielkich możliwości, żeby w jakiś sposób zasłużyć sobie znowu na powrót do formy ludzkiej. Świadomość jest tym bardziej zamknięta, a umysł tym bardziej ograniczony, im forma stoi niżej na drabinie. Czasami dusza musi czekać tysiąclecia na odzyskanie ludzkiego ciała wcielając się w tym czasie w niezliczone, krótko lub długo żyjące postacie i żyjąc ich życiem ma większe możliwości zsuwać się dalej, do coraz niższych rodzajów form, niż wznosić. Dlatego nauki mistyczne z takim naciskiem przestrzegają, żeby korzystać z okazji posiadania ludzkiej postaci i zrobić z niej najlepszy użytek, to znaczy rozpocząć powrotną podróż do Boga. [...]

[...] Z nauk mistycznych i obserwacji wynika, że dusza może okresowo "odskakiwać" od ludzkiej postaci na jedną lub kilka inkarnacji w związku ze swoimi zwierzęcymi inklinacjami w ostatnim lub którymś z ostatnich ludzkich wcieleń. Zwłaszcza w przypadkach, kiedy w grę wchodzi zaspokojenie pewnych pragnień, które mogą się wyrazić i spełnić tylko w ciele jakiegoś zwierzęcia, taka inkarnacja wypada w antrakcie pomiędzy kolejnymi wcieleniami ludzkimi. Długość tego cofnięcia jest różna w zależności od wagi obciążenia karmicznego danego typu i może ono trwać tyle, ile wynosi jedno kilkuletnie życie jakiegoś zwierzęcia lub obejmować kilka takich wcieleń. Mistycyzm traktuje je jako jeden z rodzajów fizycznego "piekła" lub "czyśćca", do którego dusza idzie na pewien czas, aby załatwić jakiś wycinek swojej karmy. Jeśli karmiczna "sprawa do załatwienia" nie była zbyt wielka, zaś zasługi dotychczasowych ludzkich inkarnacji znaczne, dusza po wyczerpaniu się tej karmy wraca do postaci ludzkiej i kontynuuje dalej swoją ewolucję. [...]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz